poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Test: maskara L'oreal False Lash Wings Midnight Blacks

Hej! ;-)
Dzisiaj zapraszam Was na test i moją krótką opinię na temat bardzo popularnego ostatnimi czasy tuszu do rzęs - False Lash Wings w wersji 'ekstra czarnej' od firmy L'oreal.

Dane techniczne:
Maskara zamknięta jest w eleganckim opakowaniu o pojemności 7 ml. Jej sekret tkwi w specyficznej, silikonowej szczoteczce. Ma ona drobne włosie o zróżnicowanej długości - krótkie od strony wewnętrznej, dłuższe od zewnątrz. Dzięki temu nasze rzęsy mają być świetnie podrkęcone. Tusz powinnyśmy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Cena to ok. 50-60 zł.




Od producenta:
Maskara False Lash Wings pomaga spełnić marzenia kobiet o pięknych rzęsach - są one pogrubione, wydłużone i wymodelowane w kierunku zewnętrznego kącika oka. Za ten wyrafinowany efekt rzęs niczym skrzydła motyla odpowiada formuła aplikowana rewolucyjną, asymetryczną szczoteczką.
Maskara False Lash Wings Midnight Blacks o specjalnej formule zawierającej extra-czarne pigmenty nadaje rzęsom bardzo głęboki kolor opalizującej, wielowymiarowej czerni. Dzięki temu spojrzenie staje się tajemnicze i intrygujące.


Moja opinia:
Maskary używam od ok. 1,5 miesiąca. Początkowo uważałam ją za totalne nieporozumienie. Owszem, pięknie rozczesywała rzęsy, ale jej formuła była zbyt wodnista i w ogóle nie można było budować objętości rzęs, którą bardzo lubię. Na początku nie mogłam się też przyzwyczaić do tej asymetrycznej szczoteczki. Po jakiś 3 tygodniach stosowania, gdy formuła tuszu nieco podeschła muszę przyznać, że to jeden z lepszych tuszy, jakie ostatnimi czasy używałam. Fajnie rozdziela i świetnie pogrubia on rzęsy. Nauczyłam się też korzystać ze szczoteczki, która rewelacyjnie je podkręca. Minusem oczywiście jest cena, bo jak na tusz drogeryjny jest ona wysoka. Kolejny minus to to, że niestety trzeba czekać aż maskara będzie dawała oczekiwany efekt. 3 tygodnie to dosyć sporo jak na tusz tej klasy. Ogólnie rzecz biorąc oceniam ten produkt na mocną czwórkę.
Poniżej zdjęcia pokazujące jak ten tusz prezentuje się na moich długich, dosyć gęstych ale za to prostych rzęsach. (Od prawie roku nie używam już zalotki i szukam tuszy przede wszystkim mocno pogrubiających i podkręcających rzęsy.)






Miałyście? Używałyście? Jak u Was sprawdził się ten kosmetyk? Czekam na informacje!
Dziękuję również za tak liczny odzew w związku z tym, że założyłam bloga. Jest mi niezmiernie miło! ;-)
Buziaki!
Kate ;-*

niedziela, 3 sierpnia 2014

Projekt denko - lipiec 2014

Hej! ;-)
Już od pewnego czasu nosiłam się z zamiarem założenia bloga. Blogo i vlogosferą interesuję się od około 2 lat. Nie mam na tyle odwagi aby założyć własny kanał na Youtube, dlatego postanowiłam, że zagoszczę tutaj. ;-)
Na dobry początek startuję z projektem denko, pierwszym w moim życiu. Jest on dosyć sporych rozmiarów, dlatego już bez zbędnego opowiadania przejdę do konkretów.

Pierwszym produktem są moje ukochane perfumy od Calvina Kleina - CK One. To idealny zapach na lato, świeży, orzeźwiający. Sama nosząc go na sobie czuję się zadbana, po prostu przyjemnie. Polecam go z całego serca. Kupiłam już sobie buteleczkę 100 ml w zapasie. Jeśli chodzi o perfumy zakupy robię głównie na stronie www.iperfumy.pl, gdzie takie perełeczki można dostać w rewelacyjnych cenach. Super sprawa!



Jeśli chodzi o kolorówkę, w tym miesiącu udało mi się zużyć kilka produktów.
Zużyłam dwa podkłady, które mnie nie zachwyciły. Pierwszy z nich to Bourjois 1 2 3 Perfect w kolorze 51 light vanilla. Podkład był dosyć przyjemny w użytkowaniu, jednak miał jedną, podstawową wadę - oksydował. Jest to dla mnie niedopuszczalne, jeśli chodzi o podkład. Poza tym był okej, u mnie utrzymywał się ok. 6 godzin.
Kolejny podkład to Essecne Stay All Day do 16 godzin. Po pierwsze kolorystyka tych podkładów to istna MASAKRA. Nie mówię już o tym, że podkład dla słowiańskich cer nadaje się wyłącznie po przebytych wakacjach w ciepłych krajach. Kolor 20 soft nude ma niestety różową pigmentację i przy mojej opaleniźnie twarz wyglądała po prostu jak u świnki. A szkoda, bo to tani, fajnie kryjący podkład, utrzymujący się niekoniecznie 16 godzin, jak obiecuje producent, ale spokojnie 8 - 10 godzin w tych mega upałach!


Zużyłam też puder firmy Bourjois Healthy Balance w kolorze 52 vanilla. Jestem ogromną fanką słynnego podkładu tej firmy - Healthy Mix. Niestety nieco zawiodłam się na tym pudrze. Na starcie kolor 52, jako najjaśniejszy do mojej karnacji, gdy ciało jest blade - po prostu mi nie pasuje. Kolor jest zbyt.. ziemisty? Trudno mi określić. Myślę, że 51, gdyby istniał (istnieje?) byłby dla mnie zbawieniem, jeśli chodzi o kolorystykę. Niemniej jednak nie kupię go ponownie, gdyż po prostu nie podoba mi się efekt, jaki możemy uzyskać używając go. Na mojej twarzy tworzy maskę. Plus jest taki, że puder ładnie pachnie. Niestety jak na jego cenę to za mało. Na szczęście kupiłam go w promocji ze względu na ciekawość.


Ostatnim produktem z kolorówki jest maskara Lash Accelerator Endless w kolorze czarnym firmy Rimmel. Spodobała mi się, bo dawała fajne pogrubienie już na początku użytkowania. Ma sylikonową szczoteczkę, co jest jej kolejnym plusem. Ostatnio zdecydowanie jestem fanką takich szczoteczek. Oprócz tego fajny czarny kolor, również nie sklejała rzęs. Niestety gdy zgęstła jej użytkowanie nie było już tak przyjemne, bo zaczęła nasze rzęsy sklejać. Ogólnie rzecz biorąc - fajna maskara. ;-)



Z pielęgnacji zużyłam w tym miesiącu masę produktów, w tym dwie pasty do zębów. Moja ulubiona Sensodyne Pro Szkliwo jest godna polecenia, choć przy używaniu w trzy osoby jest niewydajna i mało opłacalna. Zawsze do niej wracam, tak będzie i tym razem, gdy spowrotem przeniosę się do mieszkania studenckiego. Druga, Colgate Max Fresh, kupiona w dwupaku na promocji w Rossmanie sprawowała się całkiem przyjemnie. Pewnie przy okazji kolejnej promocji kiedyś do niej powrócę.


Następnie dwie rewelacje, do których powracam regularmnie od lat. Nawilżające krople do wrażliwych oczu Gen Teal, które można używać w połączeniu ze szkłami kontaktowymi, co nie jest dla mnie bez znaczenia. Przez ok. 5 lat noszenia soczewek przechodziłam już przez wiele kropli, aż wreszcie trafiłam na te - niezastąpione. Używam ich 2 razy dziennie, co znacznie poprawia mi komfort i nawilżenie oczu. Serdecznie polecam. Zielony zmywacz do paznokci z Isany, o którym nie muszę chyba dużo mówić. Niezastąpiony, świetnie radzi sobie ze zmywaniem każdego lakieru. Serdecznie polecam!



Dwa kosmetyki do oczyszczania twarzy, począwszy od żelu Aqua Effect firmy Nivea do cery normalnej i mieszanej. Przyjemny w użytkowaniu żel o ładnym zapachu. Fajnie oczyszczał, nie zrobił mi krzywdy. Był w porządku. Następnie troszkę gorszy produkt, czyli płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu firmy Perfecta. Dobrze zmywał makijaż, nawet maskarę z rzęs, co jest moją zmorą. Niestety gdy dostał się do moich wrażliwych oczu podrażniał je, co znacznie uprzykrzało mi korzystanie z tego produktu.



Zużyłam serum do twarzy z firmy Oriflame, z którego byłam średnio zadowolona, ponieważ oczekiwałam od niego większego nawilżenia. W przeciwieństwie do granatowych ,,rybek'' z Rossmana, które przywracają nawilżenie mojej skórze po każdej kuracji. Uwielbiam je! A w dodaku pięknie pachną. ;-)



W tym miesiącu udało mi się również zużyć dwa rewelacyjne szampony, które zdecydowanie uratowały moje włosy. Dermena poraz kolejny je wzmocniła a Radical, szampon do włosów farbowanych firmy Farmona sprawił, że były one przyjemnie miękkie i lśniące. Do obydwu tych produktów z pewnością wrócę ponownie.



W kategorii włosy zużyłam także odżywkę firmy Timotei, którą zwykle kupuje moja mama. Nie jest ona dla mnie wyjątkowo dobra, sprawdza się okej, ale mam swoich ulubieńców w tej kategorii.
Dwufazowa odżywka bez spłukiwania Gliss Kur firmy Schwarzkopf to już u mnie stały bywalec. Używałam wszystkich rodzajów. Tym razem wybrałam nowość - Million Gloss ekspresowa odżywka regeneracyjna, która sprawdzala się podobnie do pozostałych tego typu odżywek, jednak urzekła mnie wyjątkowo pięknym zapachem.


 Na koniec włosowej przygody ubiegłego miesiąca mój ulubiony zestaw - szampon i odżywka firmy Nivea z serii Intense Repair. Moje włosy uwielbiają takie bomby silikonowe, dlatego tak uwielbiam ten zestaw. Po jego użyciu są takie, jakie być powinny - lejące, miękkie w dotku, dobrze oczyszczone i przyjemnie pachnące. ;-) Serdecznie polecam!



Do peelengowania swojego ciała zużyłam bardzo dobry produkt, który zachwycił mnie ceną, tym, że nie zawiera parafiny i uczuciem, jakie po sobie pozostawiał. Mowa tutaj o peelingu z olejkiem migdałowym i masłem Shea na bazie soli morskiej i oliwki firmy Wellness & Beauty. Jak mocno to zdziera! I ten zapach! Cud, miód i orzeszki. Dodatkowo faktycznie zawiera olejki i jak już wspomniałam - nie zawiera parafiny. A to wszystko za cenę niższą niż zwykłego, parafinowego peelingu. Gorąco polecam, zwróćcie na niego uwagę w Rossmannie! Krem do depilacji Veet w ekonomicznym opakowaniu 400 ml sprawdza się bardzo dobrze, szczególnie teraz, w okresie letnim. Nie powoduje podrażnień. Polecam.


Mydełka firmy Nivea stosowałam do mycia rąk. Są fantastyczne, bo nie przesuszają skóry. Dodatkowo mają bardzo przyjemne zapachy.
Oliwki Babydream stosowałam do golenia nóg. Serdecznie polecam ten sposób, jeśli golicie nogi maszynkami jednorazowymi. Maszynka ślizga się po oliwce, dzięki czemu dobrze goli włoski. Ponadto skóra jest od razu nawilżona. Bardzo upodobałam sobie ten sposób.


Na temat płynu do higieny intymnej firmy Lactacyd Femina powiem, że to przyjemny w stosowaniu kosmetyk, jednak nie jest wyjątkowy i niczym nie odbiega od tańszych płynów Facelle czy z Ziaji. Przy okazji promocji na pewno do niego powrócę.
Będąc rok temu w Wielkiej Brytanii zrobiłam spore zapasy kosmetyczne. Po tak długim czasie został mi (w zasadzie to już i on się skończył :P) już tylko żel pod prysznic firmy Nspa o zapachu malinowym, a w praktyce o zapachu landrynek malinowych. Kosmetyk robił to, co ma robić, czyli mył, nie przesuszał skóry i pachniał wyśmienicie! Bardzo chętnie kupiłabym go ponownie, gdybym tylko miała do niego dostęp.



Kolejny żel pod prysznic - Biały Jeleń to moim zdaniem bardzo fajna alternatywa na lato, jeżeli chcemy uciec od silnych zapachów i dodatkowo nie podrażnić skóry naszego ciała. Żel był bardzo łagodny, sprawował mi się wyjątkowo miło. Z pewnością jeszcze do niego powrócę.
W tym roku wyjątkowo spodobała mi się opalenizna. Niestety z natury jestem blada i opalanie jest dla mnie bardzo nieprzyjemne. W związku z tym zaczęłam używać drogeryjnych balsamów brązujących. Lirene body arabica to zakup mojej mamy jeszcze z zeszłego roku. Niestety nie używała go, zatem ja zabrałam się za niego na początku lipca i, o dziwo, sprawdził się idealnie. Miałam wersję do jasnej karnacji, co było idealnym rozwiązaniem, by wprowadzić skórę w ,,opalanie''. Balsam jest świetny, polecam! Obecnie używam innego, wersji do ciemnej karnacji.


Maskę złuszczającą do stóp firmy Purederm kupiłam w Biedronce. Owszem, złuszczyła martwy naskórek, ale największe zgrubienia pozostawiła nienaruszone. Moim zdaniem nie jest to jakiś must have, ale to modny produkt tego lata, więc zachęcam do przetestowania. Można je dostać już tylko w Hebe.
Maszynki jednorazowe do golenia z paskiem żelowym sprawdziły się fajnie. Nie trzeba było używać już do nich pianki, oliwki czy ani żelu pod prysznic. Pozostawiały skórę gładką. Dobra opcja, szczególnie na wyjazdy. Pewnie kiedyś do nich powrócę.


Na koniec mojego pierwszego projektu denko małe masełko do ciała firmy The Body Shop o zapachu oliwkowym. Wspaniały kosmetyk, bardzo dobrze nawilżał, szybko się wchłaniał i pozostawiał na ciele przyjemny zapach. Czego chcieć więcej?


To byłoby na tyle... Jestem bardzo zadowolona, że zużyłam tak wiele kosmetyków. 
Mam nadzieję, że moje pogadanki, które będę tutaj zamieszczać przypadną komuś z Was do gustu, byłoby mi bardzo miło. ;-) Jestem jednak nastawiona na konstruktywną krytykę, a że nie boję się nowych wyzwań czekam na komentarze!
Pozdrawiam Was serdecznie ;-)
Kate ;-*