czwartek, 11 września 2014

Projekt denko - sierpień 2014 ♥

Hej, kochani! ;-)
Dzisiaj przygotowałam dla Was projekt denko. Ilość zużytych przeze mnie kosmetyków w ubiegłym miesiącu jest szokująca (tak to jest gdy mieszka się z rodzicami!), dlatego bez zbędnej gadaniny przechodzę do omawiania.


Na początek kolorówka. Udało mi się zużyć w tym miesiącu jedynie dwa produkty.
Po pierwsze maskara z Maybelline One by one w wersji satin black. Nie znoszę tego produktu! Nie robił co prawda mega tragedii na moich rzęsach, choć je trochę sklejał. Dodatkowo po 2 miesiącach tusz był na tyle gęsty, że musiałam go wyrzucić. Kupiłam ten tusz po przeczytaniu i oglądnięciu wielu pozytywnych recenzji na jego temat, w tym Karoliny ze Stylizacji i niestety się zawiodłam. Zdecydowanie nie kupię ponownie!
Korektor firmy Bourjois w kolorze 51 to całkiem przyjemny produkt. Stosowałam go pod oczy. Całkiem dobrze zakrywał cienie. Jest niestety trochę drogi. Jest to kosmetyk, który kupiłam ponownie i pewnie jeszcze kiedyś kupię. Teraz jednak mam ochotę przetestować coś nowego.


Peelingi do ciała firmy Perfecta spisały się u mnie całkiem dobrze. Wielki plus za zapach, szczególnie tego czekoladowego. Wielki minus za zawartość parafiny. O dziwo nie zapchały mi skóry. Generalnie fajne kosmetyki.


W tym miesiącu udało mi się wykończyć wiele resztek spod prysznica. Począwszy od dwóch ulubieńców, czyli żelu z Nivea i Palmolive, które używałam kilkakrotnie i na pewno jeszcze kiedyś do nich powrócę. Piękne zapachy i fajna konsystencja. Z dwoma kolejnymi nie było już tak kolorowo. O ile żel z Dove miał począkowo cudowny zapach, w późniejszym czasie stawał się on bardzo męczący. Żel był (niestety?) bardzo wydajny, dlatego pod koniec jego używania już trochę się męczyłam. Żel z limitki Isany niczym mnie nie zachwycił. Prawie w ogóle się nie pienił i miał mało wyczuwalny zapach. Zużyłam go tez bardzo szybko. Ostatni produkt do mycia ciała, firmy Soraya, był całkiem przyjemny. Z chęcią wypróbuję inne żele z tej serii.



Kolejnym produktem do ciała był balsam ujędrniający firmy Tołpa. To dość ciekawy produkt, ponieważ fajnie nawilżał i miał przyjemny zapach, który utrzymywał się na ciele i ubraniach. Nie zauważyłam jednak spektakularnego ujędrnienia.



W ubiegłym miesiącu zużyłam dwa dezodoranty firmy Nivea. Obydwa sprawdzały się dobrze, natomiast dezodorant w sprayu miał paskudny zapach. Nigdy więcej go nie kupię.


Pasta do zębów firmy Colgate sprawdzała się ok. Najkorzystniej kupować je na promocjach lub w dwupakach.



Jeśli chodzi o włosy, zużyłam dwa szampony. Pierwszy to suchy szampon z Batiste, który jest dla mnie zbawieniem (szczególnie polecam studentkom w czasie sesji :P), ponieważ potrafi odroczyć o jeden dzień (a to bardzo dużo) mycie włosów. Do tego wyjątkowo spodobał mi się ten kwiatowy zapach. To chyba mój ulubiony. ;-) Szampon 'normalny' z Garniera był ok. Nie obciążył włosów i fajnie je oczyszczał. Miał dodatkowo bardzo przyjemny zapach.
Odżywka do włosów również z firmy Garnier jest moim ulubieńcem od wielu miesięcy. Najczęściej stosuję ją zamiennie z tą z Nivea long repair. Odżywka z Dove była okej, ale mam swoich wyżej wymienionych ulubieńców.
Nie byłabym sobą gdybym po użyciu odżywki do spłukiwania nie nakładała jeszcze czegoś na włosy. Zazwyczaj pryskam je odżywką bez spłukiwania, która ułatwia mi ich rozczesywanie. Zwykle były to odżywki  Gliss Kur, ale przyznam szczerze, że odrobinę mi się znudziły (używałam już wszystkich), dlatego tym razem postawiłam na Pantene i nie zawiodłam się. Spray bardzo ładnie pachniał i ułatwiał rozczesywanie włosów. Był niestety niezbyt wydajny. Zwykle nakładam jeszcze jakiś kosmetyk specjalnie na końcówki. W tym miesiącu zużyłam jedwab firmy Biosilk, do którego nie powrócę, ponieważ nie zrobił nic pozytywnego dla moich włosów.


Jeśli chodzi o perfumy, przypadkowo zużyłam dwa produkty o podobnej nucie zapachowej. Dezodorant firmy Nike kupiłam dlatego, że bardzo przypominał mi zapach Miss Dior Cherie. Jakieś dwa lata temu udało mi się kupić podróbkę? (na pewno, bo patrząc na cenę 12 złotych nie może być to oryginał) perfum Miss Dior Cherie.  Zapachy były bardzo przyjemne, aczkolwiek nie będę inwestować 300 złotych w oryginały. Z wielką ochotą kupiłabym klasyczną wersję tych perfum, no ale... ;-P



Żele do mycia twarzy firmy Lovena kupiłam po poleceniu Call Me Bondie. Były kompletnie niewydajne i jeśli chodzi o tańsze odpowiedniki wolę już te z Biedronki, choć to teoretycznie to samo (produkowane przez Tołpę).



Udało mi się także zużyć dwa przyjemne w stosowaniu toniki. Pierwszy firmy Garnier sprawował się ok, natoiast drugi, z Lirene był świetny! Z pewnością kupię go ponownie, bo delikatnie rozjaśniał moją cerę a dodatkowo miał przepiękny zapach.



Kolejnym produktem jest mój ukochany płyn micelarny, który pojawił się również w wakacyjnych ulubieńcach. Dla mnie to numer jeden, mimo swojej niewydajności.



Kolejnym ulubieńce był filtr do twarzy firmy La Roche - Posay Anthelios XL 50+. Jak już wszpominałam we wcześniejszym poście, mega, mega wydajny oraz świetnie chroniący kosmetyk. Świetnie współgrał z podkładem, nie rolował się. Aktualnie kupiłam inny filtr i jest ok, ale przyznam szczerze, że tęsknię za tym produktem (mimo, że używałam go 5 miesięcy...).



Zaprzyjaźniłam się też z nawilżająco matującym kremem do twarzy Ziaja 25+. Dobrze nawilżał i delikatnie matowił cerę. Był wydajny. Plus za cenę i przyjemny zapach. 
Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o kolejnym kremie tej samej firmy. Tym razem ten z serii masło kakaowe zrobił tragedię na mojej twarzy. Niestety, sama sobie jestem winna, ponieważ ślepo zaufałam firmie Ziaja i pierwszy raz nie spojrzałam na skład. Jakież było moje zdziwienie, gdy po maksymalnie trzech użyciach zobaczyłam na swoich policzkach ropne pryszcze... Tak właśnie moja cera reaguje na zawartość parafiny w produktach do twarzy. Krem zużyłam do nawilżania ciała, ale do tej roli również się nie sprawdził. Nie polecam osobom, które podobnie reagują na zawartość parafiny w kosmetykach.
Po małym wypadku z wyżej wymienionym kremem, udałam się na peeling kawitacyjny do mojego sprawdzonego salony kosmetycznego z gabinetem dermatologicznym. Dostałam tam próbkę fantastycznego kremu, który stosowałam na noc. Mowa tutaj o kremie kojąco - nawilżającym z Avene. Ta próbka spodobała mi się na tyle, że kupiłam sobie pełnowymiarowe opakowanie. 



Ostatnimi produktami, jakie Wam zaprezentuję, są odżywka do rzęs firmy Eveline oraz krem pod oczy z Tołpy. Kosmetyki nie zachwyciły mnie, były całkiem przeciętne. Plus za krem, że nie podrażniał skóry wokół oczu.




W zasadzie zużyłam jeszcze kilka maseczek i kolka opakowań wacików, ale nie będę zawracać Wam tym już głowy. Denko znowu było duże, a ja długo się za nie zabierałam. Oczywiście kontynuuję zużywanie produktów do końca i Was też do tego zachęcam! ;-) 

Zapraszam również na mój Instagram: @badgalkatex - jestem tam zdecydowanie częściej ;-)

Pozdrawiam!
Kate ;-*


poniedziałek, 1 września 2014

Wakacyjni ulubieńcy 2014.

Witajcie, kochani! ;-)
Po nieplanowanej przerwie zapraszam Was na post o produktach, które wyjątkowo spodobały mi się w ciągu ostatnich, wakacyjnych miesięcy!

W upalne miesiące znakomicie sprawdził mi się kamuflaż firmy Catrice, w odcieniu 010 Ivory, który świetnie maskuje moje spore sińce pod oczami, a dodatkowo nie przesusza delikatnej skóry.



Puder brązujący firmy Bourjois w odcieniu 52 fajnie sprawdził się do 'opalania' buzi oraz do konturowania. Maltretowałam go od czerwca bezustannie. Jego ciepły odcień pasuje mi tylko w letnim okresie. Zimą stawiam na róż, lub na bronzer w chłodnym odcieniu. Mam bowiem wtedy bardzo bladą cerę. Dodatkowo urzekł mnie jego słodziutki zapach. ;-)


Ostatnimi czasy zakochałam się w słynnym rozświetlaczu firmy The Balm! Na policzkach daje cudowny, szampański efekt. Coś czuję, że będę go używać cały rok!


Do podkreślania brwi bezustannie używam cienia w kremie firmy Maybelline w kolorze Permanent Taupe. Nie tylko bardzo odpowiada mi ten 'mysi' kolor, ale też jego konsystencja. Cień ten to dla mnie 2w1. Oprócz tego, że nadaje kolor to unieruchamia moje niesforne (czasem) brwi. ;-)



Nie będzie zdziwienia, jeśli zaznaczę, że moją ulubioną maskarą w ostatnim czasie jest False Lash Wings Midnight Blacks z L'oreal. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na jej temat, zapraszam do wcześniejszego postu. ;-)


Ulubioną pomadką w ostatnim czasie była u mnie Maybelline Color Whisper w kolorze 150 faint for fuschia. Nadawała fajny akcent delikatnemu, letniemu makijażowi oka. Ładnie podkreśla usta, choć trwałością nie grzeszy.


W kategorii pielęgnacja muszę wspomnieć o rewelacyjnej masce do włosów Latte firmy Kallos. Zużyłam już połowę litrowego opakowania i muszę przyznać, że moje włosy są widocznie wygładzone. Maski używam raz w tygodniu. Gdy mam chwilkę pozostawiam ją na włosach ok. 10 minut, jeśli się spieszę używam jako odżywkę. Oprócz zbawiennego działania na moje włosy maska urzekła mnie przemiłym zapachem.


Ulubionym żelem pod prysznic był ten z firmy Alverne o zapachu bergamotki i limonki. Kupiłam go na promocji z Hebe. Jest bardzo orzeźwiający i świetnie sprawdzał się w upalne dni.


Płyn micelarny z firmy L'oreal to mój ulubieniec wszechczasów. Jest to najlepszy, według mnie, płyn micelarny dostępny w drogerii. Fantastycznie rozpuszcza makijaż i nie podrażnia przy tym oczu. Niestety jest niewydajny.


Największym ulubieńcem jest filtr fitmy La Roche - Posay. Świetnie chroni, dobrze współgra z podkładem. Jednak jego największym plusem jest jego wydajność. Wystarczył mi on na ponad 5 miesięcy! Wystarczył, bo jest już niestety zdenkowany. 


Ostatnimi produktami są olejki do ciała z drobinkami. Fantastycznie podkreślały opalone ciało a dodatkowo nawilżały je. Różnią się delikatnie efektem, bowiem olejek firmy Avon ma w sobie złoty pyłek, a olejek firmy Dax - brokat. Oba świetnie pachną i zachwyciły mnie tego lata!


Miałyście? Używałyście?
Jacy są Wasi ulubieńcy wakacji?

Pozdrawiam!
Kate ;-*

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Test: maskara L'oreal False Lash Wings Midnight Blacks

Hej! ;-)
Dzisiaj zapraszam Was na test i moją krótką opinię na temat bardzo popularnego ostatnimi czasy tuszu do rzęs - False Lash Wings w wersji 'ekstra czarnej' od firmy L'oreal.

Dane techniczne:
Maskara zamknięta jest w eleganckim opakowaniu o pojemności 7 ml. Jej sekret tkwi w specyficznej, silikonowej szczoteczce. Ma ona drobne włosie o zróżnicowanej długości - krótkie od strony wewnętrznej, dłuższe od zewnątrz. Dzięki temu nasze rzęsy mają być świetnie podrkęcone. Tusz powinnyśmy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Cena to ok. 50-60 zł.




Od producenta:
Maskara False Lash Wings pomaga spełnić marzenia kobiet o pięknych rzęsach - są one pogrubione, wydłużone i wymodelowane w kierunku zewnętrznego kącika oka. Za ten wyrafinowany efekt rzęs niczym skrzydła motyla odpowiada formuła aplikowana rewolucyjną, asymetryczną szczoteczką.
Maskara False Lash Wings Midnight Blacks o specjalnej formule zawierającej extra-czarne pigmenty nadaje rzęsom bardzo głęboki kolor opalizującej, wielowymiarowej czerni. Dzięki temu spojrzenie staje się tajemnicze i intrygujące.


Moja opinia:
Maskary używam od ok. 1,5 miesiąca. Początkowo uważałam ją za totalne nieporozumienie. Owszem, pięknie rozczesywała rzęsy, ale jej formuła była zbyt wodnista i w ogóle nie można było budować objętości rzęs, którą bardzo lubię. Na początku nie mogłam się też przyzwyczaić do tej asymetrycznej szczoteczki. Po jakiś 3 tygodniach stosowania, gdy formuła tuszu nieco podeschła muszę przyznać, że to jeden z lepszych tuszy, jakie ostatnimi czasy używałam. Fajnie rozdziela i świetnie pogrubia on rzęsy. Nauczyłam się też korzystać ze szczoteczki, która rewelacyjnie je podkręca. Minusem oczywiście jest cena, bo jak na tusz drogeryjny jest ona wysoka. Kolejny minus to to, że niestety trzeba czekać aż maskara będzie dawała oczekiwany efekt. 3 tygodnie to dosyć sporo jak na tusz tej klasy. Ogólnie rzecz biorąc oceniam ten produkt na mocną czwórkę.
Poniżej zdjęcia pokazujące jak ten tusz prezentuje się na moich długich, dosyć gęstych ale za to prostych rzęsach. (Od prawie roku nie używam już zalotki i szukam tuszy przede wszystkim mocno pogrubiających i podkręcających rzęsy.)






Miałyście? Używałyście? Jak u Was sprawdził się ten kosmetyk? Czekam na informacje!
Dziękuję również za tak liczny odzew w związku z tym, że założyłam bloga. Jest mi niezmiernie miło! ;-)
Buziaki!
Kate ;-*

niedziela, 3 sierpnia 2014

Projekt denko - lipiec 2014

Hej! ;-)
Już od pewnego czasu nosiłam się z zamiarem założenia bloga. Blogo i vlogosferą interesuję się od około 2 lat. Nie mam na tyle odwagi aby założyć własny kanał na Youtube, dlatego postanowiłam, że zagoszczę tutaj. ;-)
Na dobry początek startuję z projektem denko, pierwszym w moim życiu. Jest on dosyć sporych rozmiarów, dlatego już bez zbędnego opowiadania przejdę do konkretów.

Pierwszym produktem są moje ukochane perfumy od Calvina Kleina - CK One. To idealny zapach na lato, świeży, orzeźwiający. Sama nosząc go na sobie czuję się zadbana, po prostu przyjemnie. Polecam go z całego serca. Kupiłam już sobie buteleczkę 100 ml w zapasie. Jeśli chodzi o perfumy zakupy robię głównie na stronie www.iperfumy.pl, gdzie takie perełeczki można dostać w rewelacyjnych cenach. Super sprawa!



Jeśli chodzi o kolorówkę, w tym miesiącu udało mi się zużyć kilka produktów.
Zużyłam dwa podkłady, które mnie nie zachwyciły. Pierwszy z nich to Bourjois 1 2 3 Perfect w kolorze 51 light vanilla. Podkład był dosyć przyjemny w użytkowaniu, jednak miał jedną, podstawową wadę - oksydował. Jest to dla mnie niedopuszczalne, jeśli chodzi o podkład. Poza tym był okej, u mnie utrzymywał się ok. 6 godzin.
Kolejny podkład to Essecne Stay All Day do 16 godzin. Po pierwsze kolorystyka tych podkładów to istna MASAKRA. Nie mówię już o tym, że podkład dla słowiańskich cer nadaje się wyłącznie po przebytych wakacjach w ciepłych krajach. Kolor 20 soft nude ma niestety różową pigmentację i przy mojej opaleniźnie twarz wyglądała po prostu jak u świnki. A szkoda, bo to tani, fajnie kryjący podkład, utrzymujący się niekoniecznie 16 godzin, jak obiecuje producent, ale spokojnie 8 - 10 godzin w tych mega upałach!


Zużyłam też puder firmy Bourjois Healthy Balance w kolorze 52 vanilla. Jestem ogromną fanką słynnego podkładu tej firmy - Healthy Mix. Niestety nieco zawiodłam się na tym pudrze. Na starcie kolor 52, jako najjaśniejszy do mojej karnacji, gdy ciało jest blade - po prostu mi nie pasuje. Kolor jest zbyt.. ziemisty? Trudno mi określić. Myślę, że 51, gdyby istniał (istnieje?) byłby dla mnie zbawieniem, jeśli chodzi o kolorystykę. Niemniej jednak nie kupię go ponownie, gdyż po prostu nie podoba mi się efekt, jaki możemy uzyskać używając go. Na mojej twarzy tworzy maskę. Plus jest taki, że puder ładnie pachnie. Niestety jak na jego cenę to za mało. Na szczęście kupiłam go w promocji ze względu na ciekawość.


Ostatnim produktem z kolorówki jest maskara Lash Accelerator Endless w kolorze czarnym firmy Rimmel. Spodobała mi się, bo dawała fajne pogrubienie już na początku użytkowania. Ma sylikonową szczoteczkę, co jest jej kolejnym plusem. Ostatnio zdecydowanie jestem fanką takich szczoteczek. Oprócz tego fajny czarny kolor, również nie sklejała rzęs. Niestety gdy zgęstła jej użytkowanie nie było już tak przyjemne, bo zaczęła nasze rzęsy sklejać. Ogólnie rzecz biorąc - fajna maskara. ;-)



Z pielęgnacji zużyłam w tym miesiącu masę produktów, w tym dwie pasty do zębów. Moja ulubiona Sensodyne Pro Szkliwo jest godna polecenia, choć przy używaniu w trzy osoby jest niewydajna i mało opłacalna. Zawsze do niej wracam, tak będzie i tym razem, gdy spowrotem przeniosę się do mieszkania studenckiego. Druga, Colgate Max Fresh, kupiona w dwupaku na promocji w Rossmanie sprawowała się całkiem przyjemnie. Pewnie przy okazji kolejnej promocji kiedyś do niej powrócę.


Następnie dwie rewelacje, do których powracam regularmnie od lat. Nawilżające krople do wrażliwych oczu Gen Teal, które można używać w połączeniu ze szkłami kontaktowymi, co nie jest dla mnie bez znaczenia. Przez ok. 5 lat noszenia soczewek przechodziłam już przez wiele kropli, aż wreszcie trafiłam na te - niezastąpione. Używam ich 2 razy dziennie, co znacznie poprawia mi komfort i nawilżenie oczu. Serdecznie polecam. Zielony zmywacz do paznokci z Isany, o którym nie muszę chyba dużo mówić. Niezastąpiony, świetnie radzi sobie ze zmywaniem każdego lakieru. Serdecznie polecam!



Dwa kosmetyki do oczyszczania twarzy, począwszy od żelu Aqua Effect firmy Nivea do cery normalnej i mieszanej. Przyjemny w użytkowaniu żel o ładnym zapachu. Fajnie oczyszczał, nie zrobił mi krzywdy. Był w porządku. Następnie troszkę gorszy produkt, czyli płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu firmy Perfecta. Dobrze zmywał makijaż, nawet maskarę z rzęs, co jest moją zmorą. Niestety gdy dostał się do moich wrażliwych oczu podrażniał je, co znacznie uprzykrzało mi korzystanie z tego produktu.



Zużyłam serum do twarzy z firmy Oriflame, z którego byłam średnio zadowolona, ponieważ oczekiwałam od niego większego nawilżenia. W przeciwieństwie do granatowych ,,rybek'' z Rossmana, które przywracają nawilżenie mojej skórze po każdej kuracji. Uwielbiam je! A w dodaku pięknie pachną. ;-)



W tym miesiącu udało mi się również zużyć dwa rewelacyjne szampony, które zdecydowanie uratowały moje włosy. Dermena poraz kolejny je wzmocniła a Radical, szampon do włosów farbowanych firmy Farmona sprawił, że były one przyjemnie miękkie i lśniące. Do obydwu tych produktów z pewnością wrócę ponownie.



W kategorii włosy zużyłam także odżywkę firmy Timotei, którą zwykle kupuje moja mama. Nie jest ona dla mnie wyjątkowo dobra, sprawdza się okej, ale mam swoich ulubieńców w tej kategorii.
Dwufazowa odżywka bez spłukiwania Gliss Kur firmy Schwarzkopf to już u mnie stały bywalec. Używałam wszystkich rodzajów. Tym razem wybrałam nowość - Million Gloss ekspresowa odżywka regeneracyjna, która sprawdzala się podobnie do pozostałych tego typu odżywek, jednak urzekła mnie wyjątkowo pięknym zapachem.


 Na koniec włosowej przygody ubiegłego miesiąca mój ulubiony zestaw - szampon i odżywka firmy Nivea z serii Intense Repair. Moje włosy uwielbiają takie bomby silikonowe, dlatego tak uwielbiam ten zestaw. Po jego użyciu są takie, jakie być powinny - lejące, miękkie w dotku, dobrze oczyszczone i przyjemnie pachnące. ;-) Serdecznie polecam!



Do peelengowania swojego ciała zużyłam bardzo dobry produkt, który zachwycił mnie ceną, tym, że nie zawiera parafiny i uczuciem, jakie po sobie pozostawiał. Mowa tutaj o peelingu z olejkiem migdałowym i masłem Shea na bazie soli morskiej i oliwki firmy Wellness & Beauty. Jak mocno to zdziera! I ten zapach! Cud, miód i orzeszki. Dodatkowo faktycznie zawiera olejki i jak już wspomniałam - nie zawiera parafiny. A to wszystko za cenę niższą niż zwykłego, parafinowego peelingu. Gorąco polecam, zwróćcie na niego uwagę w Rossmannie! Krem do depilacji Veet w ekonomicznym opakowaniu 400 ml sprawdza się bardzo dobrze, szczególnie teraz, w okresie letnim. Nie powoduje podrażnień. Polecam.


Mydełka firmy Nivea stosowałam do mycia rąk. Są fantastyczne, bo nie przesuszają skóry. Dodatkowo mają bardzo przyjemne zapachy.
Oliwki Babydream stosowałam do golenia nóg. Serdecznie polecam ten sposób, jeśli golicie nogi maszynkami jednorazowymi. Maszynka ślizga się po oliwce, dzięki czemu dobrze goli włoski. Ponadto skóra jest od razu nawilżona. Bardzo upodobałam sobie ten sposób.


Na temat płynu do higieny intymnej firmy Lactacyd Femina powiem, że to przyjemny w stosowaniu kosmetyk, jednak nie jest wyjątkowy i niczym nie odbiega od tańszych płynów Facelle czy z Ziaji. Przy okazji promocji na pewno do niego powrócę.
Będąc rok temu w Wielkiej Brytanii zrobiłam spore zapasy kosmetyczne. Po tak długim czasie został mi (w zasadzie to już i on się skończył :P) już tylko żel pod prysznic firmy Nspa o zapachu malinowym, a w praktyce o zapachu landrynek malinowych. Kosmetyk robił to, co ma robić, czyli mył, nie przesuszał skóry i pachniał wyśmienicie! Bardzo chętnie kupiłabym go ponownie, gdybym tylko miała do niego dostęp.



Kolejny żel pod prysznic - Biały Jeleń to moim zdaniem bardzo fajna alternatywa na lato, jeżeli chcemy uciec od silnych zapachów i dodatkowo nie podrażnić skóry naszego ciała. Żel był bardzo łagodny, sprawował mi się wyjątkowo miło. Z pewnością jeszcze do niego powrócę.
W tym roku wyjątkowo spodobała mi się opalenizna. Niestety z natury jestem blada i opalanie jest dla mnie bardzo nieprzyjemne. W związku z tym zaczęłam używać drogeryjnych balsamów brązujących. Lirene body arabica to zakup mojej mamy jeszcze z zeszłego roku. Niestety nie używała go, zatem ja zabrałam się za niego na początku lipca i, o dziwo, sprawdził się idealnie. Miałam wersję do jasnej karnacji, co było idealnym rozwiązaniem, by wprowadzić skórę w ,,opalanie''. Balsam jest świetny, polecam! Obecnie używam innego, wersji do ciemnej karnacji.


Maskę złuszczającą do stóp firmy Purederm kupiłam w Biedronce. Owszem, złuszczyła martwy naskórek, ale największe zgrubienia pozostawiła nienaruszone. Moim zdaniem nie jest to jakiś must have, ale to modny produkt tego lata, więc zachęcam do przetestowania. Można je dostać już tylko w Hebe.
Maszynki jednorazowe do golenia z paskiem żelowym sprawdziły się fajnie. Nie trzeba było używać już do nich pianki, oliwki czy ani żelu pod prysznic. Pozostawiały skórę gładką. Dobra opcja, szczególnie na wyjazdy. Pewnie kiedyś do nich powrócę.


Na koniec mojego pierwszego projektu denko małe masełko do ciała firmy The Body Shop o zapachu oliwkowym. Wspaniały kosmetyk, bardzo dobrze nawilżał, szybko się wchłaniał i pozostawiał na ciele przyjemny zapach. Czego chcieć więcej?


To byłoby na tyle... Jestem bardzo zadowolona, że zużyłam tak wiele kosmetyków. 
Mam nadzieję, że moje pogadanki, które będę tutaj zamieszczać przypadną komuś z Was do gustu, byłoby mi bardzo miło. ;-) Jestem jednak nastawiona na konstruktywną krytykę, a że nie boję się nowych wyzwań czekam na komentarze!
Pozdrawiam Was serdecznie ;-)
Kate ;-*